Pierwszą swoją sesję zdjęciową zrobiłam w wieku 7 lat.

Na starym, poniemieckim cmentarzu we wsi, z której pochodzę. W Bytnicy.

Aparat Kiev był starszy ode mnie, a modelkami były dziewczynki z mojej ulicy.

Szkoda, że nikt nie włożył negatywu do środka. Nie ma dowodów moich pierwszych relacji ja, aparat, człowiek.

Tym samym aparatem, kilka lat później, zrobiłam piękny portret mojego pięknego i wspaniałego dziadka.

Pamiętam emocje towarzyszące każdemu wyzwoleniu migawki. Urodziłam się do tych czarów.

Potem już zmieniały się miejsca, ludzie, sprzęt fotograficzny i zmieniałam się ja.

Pamiętam wiele emocji towarzyszących powstawaniu moich zdjęć, które zabierają mnie do ludzi, których już nie ma, do miejsc, których może już nigdy nie odwiedzę, do woni, które niósł wiatr w plenerze albo tej, którą ludzie zostawiali po sobie w moim studiu i do muzyki, która płynie czasem nawet z cichego obrazu.

Bo czemuż innemu służy fotografia jeśli nie pamięci?

Urodziłam się w 1982 roku w Krośnie Odrzańskim. To taki środek zachodniej części Polski. Tam chodziłam do liceum ogólnokształcącego, potem w Zielonej Górze poszłam na studia gdzie oczywiste było, że nie malarstwo czy grafika, ale właśnie fotografia w pełni mnie zdominuje, wypełni mój czas zawodowy i wolny.

Bywało różnie. Pracowałam w różnych miejscach, z różnymi ludźmi. Robiłam różne rzeczy. Zmieniałam się wraz ze światem.

Czasem więcej zdjęć robiłam używając telefonu, czasem tylko patrzyłam i myślałam: to byłaby doskonała klatka. I kilka z nich nawet pamiętam, bo szły za nimi emocje.

W 2021 roku przeprowadziłam się do Londynu. Pandemia zablokowała cały świat, samoloty nie wzbijały się do lotu, nawet jeśli plan był początkowo inny. I w tym nieruchomym jak fotografia świecie postanowiłam się poruszyć.

Po odwołanych kilku lotach, wreszcie wsiadłam na początku stycznia w samolot na berlińskim lotnisku.

Co łączy moje fotografie z Polski i z Anglii?

Ja i moje emocje.

Czym się różnią?

Tu jest więcej chmur.